Bieszczady

Wołosate – jeśli gdzieś diabeł mówi dobranoc, to chyba tu. Jeden sklep, jedna knajpa, brak zasięgu telefonicznego, a wszystko co do szczęścia potrzebne. Na jednej ulicy kilka domów, a dalej góry i Ukraina. Tu właśnie znaleźliśmy dach nad głową, w gospodarstwie agroturystycznym “u Jośki”. Zatem wypad w góry zaczynaliśmy prosto z domu. Przyjeżdżając do Wołosatego z innej miejscowości, auto można zostawić na parkingu (12,-) zaraz za tabliczką z nazwą miejscowości. Obok znajduje się sklep i knajpa – centrum Wołosatego 🙂 Z Wołosatego można wejść na Tarnicę niebieskim szlakiem (ok. 2h) albo zrobić pętlę idąc czerwonym szlakiem z Tarnicy na Halicz, Rozsypaniec, Wołosate. My zrobiliśmy trasę w odwrotnym kierunku. Dzięki temu mieliśmy długie, łagodne podejście na Przełęcz Bukowską (2,5h). Tu można usiąść na posiłek i skorzystać z suchej, ekologicznej toalety (zrobiła na mnie wrażenie, bo niestety ilość i jakość toalet w naszym kraju, pozostawia wiele do życzenia). Z przełęczy na Halicz to 1h wspinaczki. Szybko kończy się regiel dolny i potem już tylko otwarte przestrzenie. Bardzo wieje. Warto zatem mieć przy sobie kurtkę wiatroszczelną i coś na głowę. Widoki za to niezapomniane. Z Halicza trochę w dół, trochę w górę przez 1h do rozwidlenia szlaków. Tu rozwidlają się albo łączą, jak kto woli, szlak czerwony i niebieski. Z tego miejsca jeszcze 20 minut do przełęczy i 15 na szczyt Tarnicy. Z Tarnicy zeszliśmy z powrotem do przełęczy, skąd niebieskim szlakiem zeszliśmy do Wołosatego (1,2h). Całość wycieczki to ok. 6 godzin.

Cisna – Majdan. Co zrobić kiedy bolą nogi po wcześniejszej eskapadzie, w dodatku leje deszcz a termometr wskazuje 12 st. C. mimo, że to jeszcze sierpień? Wybraliśmy wariant dla leniuchów. Najpierw krótka biesiada w Siekierezadzie w Cisnej. Piwko, grzane wino i chleb ze smalcem godne polecenia. Potem przejazd kilka kilometrów dalej, do Majdanu. Tu znajduje się stacja kolejki wąskotorowej. O godz. 10:00 można przejechać z Majdanu do Przysłupia i z powrotem. My załapaliśmy się na przejażdżkę w odwrotnym kierunku. O 13:00 wyjechaliśmy z Majdanu do Balnicy, małej osady, tam 30 minut czasu wolnego i z powrotem. W sumie 2 godziny zagospodarowane. Z wagoników można podziwiać dzikość przyrody. W Balnicy stoi sklep 🙂 i stoiska z kawą, herbatą i czymś na ząb. Proziaki z masłem czosnkowym całkiem, całkiem. Można też wejść do lasu, zapoznać się z historią tego miejsca, zapisaną na tablicy. Można też postawić nogę na słowackiej ziemi i podjąć decyzję o powrocie wąskotorówką lub szlakiem do braci Słowaków. Kilka kilometrów za Cisną w kierunku Wetliny, w miejscowości Krzywe, po lewej stronie drogi, znajdują się stawy i łowisko pstrąga. Pstrąg z grila, grilowany nad paleniskiem pośrodku sali, smakuje najlepiej.
Polańczyk skąpany w strugach deszczu miał swój urok. Był cichy i spokojny. Jak na zdrój przystało, jest tu wiele budynków sanatoryjnych. Są kuracjusze i wczasowicze. Są bary, kafejki, restauracje i mnóstwo straganów. Raj dla ludzi lubiących odpoczywać w chaosie i hałasie. Dlatego nam podobał się w ten deszczowy dzień. Nie było nawet problemów z zaparkowaniem samochodu. Chcąc zwiedzić cypel – plażę, bary i wodne atrakcje, można dojechać do końca zdroju. Ulica kończy się parkingiem. W porze deszczowej był pusty, jak wygląda w upalny dzień? Nie wiem ale pewnie nieco inaczej 🙂 Jest zdrój, jest i park zdrojowy, choć ten w Polańczyku bardziej przypomina las z kilkoma alejkami niż typowy park.

(2014)